Shannen Doherty
Na sen

Shannen Doherty nie żyje: Znów mam dziesięć lat i tak bardzo chcę być Brendą…

Gdy byłam mała, marzyłam o tym, by być Brendą i mieć Dylana – tak pięć lat temu żegnałam wpisem Luke’a Perry’ego. Dziś cały świat żegna Shannen Doherty – ikonę lat 90., jedną z najpopularniejszych aktorek naszej plastikowej dekady, a od wielu lat symbol walki z chorobą i legendarnej kobiecej siły. Ja żegnam moją od zawsze i na zawsze ukochaną dziewczynę z TV. I po raz kolejny żegnam swoje dzieciństwo.

Gdy „Beverly Hills 90210” dotarło do Polski (cztery lata po swojej amerykańskiej premierze), miałam zaledwie dziesięć lat. Dziś, trzy dekady później, doskonale pamiętam emocje, które towarzyszyły mi przed każdym nowym odcinkiem. Ba, pamiętam nawet konkretne wątki i miejsca, w których je śledziłam. Słynną halloweenowską imprezę oglądałam z dziadziem, a tę w basenie u przyjaciół rodziny. Pamiętam kłótnie o to, która z nas będzie Brendą – w zależności od tego, w jakim składzie bawiłam się w „Beverly Hills 90210”, czasem nawet udawało mi się wygrać. To dziwne, że żadna z nas z takim zacięciem nie walczyła o rolę Kelly – pięknej blondynki, miss kalifornijskiej szkoły. Każda chciała być Brendą.

Brenda była odważna, zawsze mówiła to, co myśli, a Beverly Hills nie robiło na niej wrażenia. Ona chciała być aktorką i grać w londyńskich teatrach, nie kręcił jej hollywoodzki blichtr, nie marzyła o tytule najpopularniejszej. W przeciwieństwie do niej, Shannen początkowo zachłysnęła się sławą, a amerykańskie tabloidy rozpisywały się o jej imprezowym stylu życia. Zmieniała mężów, kłóciła się z ekipą filmową, w końcu podpadła samemu Spellingowi i musiała pożegnać się z planem „Beverly Hills”. Legendarny producent nie umiał jednak przejść obojętnie obok talentu Doherty, więc szybko dał jej rolę w „Czarodziejkach”. To nie córka Tori, ale właśnie Shannen była jego ulubienicą.

A Shannen zmieniała się z roku na rok – spokorniała, coraz więcej czasu spędzała z ukochanymi zwierzakami i rodzicami, w końcu zakochała się i wyszła za mąż. To wtedy przyszła choroba, z którą walczyła wiele lat. Rak odebrał jej nie tylko zdrowie, ale prawdopodobnie także męża, który nie umiał do końca trwać u jej boku, zweryfikował plany, ambicje i przyjaźnie. Ale walczyła.

Gdy w 2019 roku premierę miał reboot serialu „Beverly Hills 90210”, „BH90210”, to właśnie Shannen przyćmiła resztę obsady. Powiedziała wtedy, że pewnie nie powinno jej tu być, w przeciwieństwie do Luke’a, którego nagła i niespodziewana śmierć zaskoczyła wszystkich. Ona sama żyła przecież z wyrokiem już od kilku lat.

Shannen Doherty od początku głośno i odważnie mówiła o swojej chorobie. Pokazała, jak ze łzami w oczach goli swoje piękne, długie włosy, mówiła o paraliżującym ją strachu o siebie i swoją owdowiałą mamę, która po jej odejściu zostanie całkiem sama. Martwiła się o ukochane zwierzęta. W jednym z ostatnich wywiadów powiedziała, że wie, iż umrze, raczej nie ma już dla niej nadziei. Wiedziała jednak, że wciąż mają ją miliony kobiet walczących z rakiem piersi, więc prosiła, by się nie poddawały, by walczyły. Cały czas zachęcała też do badań profilaktycznych. Shannen, która jeszcze kilka dni temu wrzuciła na Instagrama nowy odcinek swojego autorskiego podcastu, żyła i walczyła do końca.

Ironią losu jest fakt, że jednym z najpopularniejszych i najcenniejszych odcinków „Beverly Hills 90210”, który także na mnie miał mocny, edukacyjny wpływ, jest ten, w którym serialowa Brenda znajduje guzek w piersi i poddaje się biopsji. Gdy choroba aktorki wyszła na jaw, wielu fanów mówiło, że serial naznaczył ją aż za mocno. Ona jednak nie obwiniała nikogo. „Nie pytam już dlaczego ja, bo niby dlaczego to miałby być ktoś inny?” – mówiła.

Gabrielle Carteris, serialowa Andrea, pożegnała Shannen na Instagramie słowami: „Wiem, że Luke czeka tam już na Ciebie z otwartymi ramionami i miłością”. Też mam taką nadzieję, bo przecież zawsze był tylko jeden słuszny team – „BrendaIDylanForever”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *