Igraszki losu
Na sen

Pięć świątecznych filmów, które musisz obejrzeć tej zimy!

Choć Święta Bożego Narodzenia już za nami, a aura iście jesienna, to większość z nas wciąż pije grzane wino, pali lampki na choince i chomikuje w sercu świąteczne ciepełko. I dobrze, bo pierwsze dni stycznia, nawet jeśli deszczowe, rządzą się swoimi, zimowymi prawami, a tradycja rzecz święta! Dobrze wykorzystajcie więc ten czas i przestudiujcie listę świątecznych filmów, które musicie zobaczyć jeszcze tej zimy. Tak, by bożonarodzeniowa radość została z wami na dłużej!

„Kevin sam w domu”, „Kevin sam w Nowym Jorku”

Choć zaledwie wczoraj dotarła do mnie miażdżąca „Kevina” recenzja, autorstwa dziennikarza „Na temat” Alana Wysockiego, ja zdania nie zmieniam. „Kevin sam w domu” i „Kevin sam w Nowym Jorku” to filmy, które koniecznie musicie obejrzeć tej i każdej kolejnej zimy. Choć według Wysockiego, film jest słaby i nieśmieszny, a nawet toksyczny (nie macie wrażenia, że obecnie wszystko jest toksyczne, obraża, niepokoi i wpędza w depresję?), bo to m.in. przez takie wzorce „chodzimy na terapię i leczymy się z niezdrowych relacji z naszymi rodzicami”, to mnie każdy seans „Kevina” przenosi w szalone, beztroskie lata 90., przypomina pierwszą „dorosłą” wizytę w kinie i pozwala z wdzięcznością zanotować, że oto doczekałam kolejnych świąt w zdrowiu, pokoju i z bliskimi. Tymi samymi, którzy rok w rok oglądają ze mną „Kevina”, śmieją się w tych samych momentach i wciąż nie mają depresji. Ale może to kwestia wieku…

„Igraszki losu”

Oto film, który widziałam co najmniej kilka razy i za każdym zachwyca i wzrusza mnie tak samo mocno. „Igraszki losu” nie są tak popularne jak „Holiday” czy „Masz wiadomość”, a mimo to zostawiają w sercu słodki ślad po roztopionym cukierku… Mamy tutaj miłość, Nowy Jork, święta, lodowisko przy The Rockefeller Center oraz Sarę (Kate Beckinsale) i Jonathana (John Cusack), którzy wpadają na siebie przypadkiem podczas świątecznych zakupów i spędzają ze sobą cały wieczór. Po chwili oboje czują już, że oto wydarzyło się między nimi coś wyjątkowego, ale po pierwsze mają partnerów, a po drugie Sara stwierdza, że jeśli naprawdę są sobie przeznaczeni, to jakoś się odnajdą. Odważne stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że żyją w największej metropolii świata. Wszyscy jednak wiemy, że w Nowym Jorku spełniają się najodważniejsze marzenia, szczególnie w święta, więc rozstanie tej pary to dopiero początek pięknej historii o miłości i przeznaczeniu.

„To właśnie miłość”

Oto świąteczny klasyk, bez którego moje zestawienie nie miałoby pewnie większego sensu. „To właśnie miłość” to przecież nie tylko jeden z najpopularniejszych świątecznych filmów, ale też kasowy gigant, który zarobił już niemal 250 milionów dolarów! Gwiazdorski skład ( w rolach głównych wystąpili m.in. Hugh Grant, Keira Knightley, Emma Thompson czy Colin Firth) i scenariusz pozwalający nam śledzić kilka różnych historii miłosnych, mniej lub bardziej szczęśliwych, prostszych i kompletnie pogmatwanych to recepta na sukces, który twórcy filmu świętują co rok na nowo. W tle oczywiście Święta Bożego Narodzenia, przygotowane przez dzieciaków jasełka, premiera świątecznego hitu, serwowana nam przez podstarzałego gwiazdora, ale również miłosny zawód, źle ulokowane uczucia i utracone nadzieje. To nie jest mój ulubiony świąteczny film, ale i tak nie jestem w stanie przejść obok niego obojętnie. I choć nie brakuje tych, którzy sądzą, że starzeje się wyjątkowo paskudnie i zapewne dziś wycięto by z niego sporo kontrowersyjnych fragmentów, mnie wciąż wzrusza i bawi. Każdej zimy 🙂

„Holiday”

Nie zliczę, ile razy widziałam już tę zimową perełkę z Kate Winslet i Cameron Diaz w rolach głównych. Film „Holiday” miał swoją premierę w 2006 roku, ale w moim odczuciu, starzeje się wyjątkowo godnie. To historia dwóch kobiet, które zmęczone życiem, głównie tym miłosnym, postanawiają zamienić się na święta domami. Grana przez Diaz Amanda przybywa więc do uroczego, przykrytego sporą warstwą śnieżnego puchu angielskiego miasteczka, a Iris (Kate Winslet) przylatuje do skąpanego w słońcu Los Angeles. Miały odpocząć, zdystansować się i trzymać się z daleka od facetów, ale to przecież świąteczna komedia romantyczna. No i jest Jude Law, a jemu trudno się oprzeć…

„Za jakie grzechy”

Oto kolejna historia pięknej blondynki, która porzuca, tym razem słoneczną Florydę i przybywa do mroźnej i śnieżnej Minnesoty, by dopilnować reorganizacji jednej z fabryk. Lucy (Renee Zellweger) początkowo traktuje tę misję jako karę – mieszkańcy prowincji prowadzą całkowicie odmienne życie, od tego, które było jej udziałem w Miami. Tutaj wszyscy się znają i łakną kontaktu, podrzucają sobie pod drzwi deser z tapioki, wspólnie świętują na ulicach miasteczka i… do końca bronią fabryki, którą Lucy ma zamknąć. Magia świąt i małomiasteczkowej życzliwości oraz przystojny pracownik fabryki zadziałają jednak na tyle mocno, że plany Lucy będą musiały ulec zmianie. „Za jakie grzechy” to jeden z moich ulubionych świąteczno-zimowych filmów i tylko w tym roku widziałam go już kilka razy 🙂

„Za jakie grzechy”

„Masz wiadomość” i „Bezsenność w Seattle”

Nie ma świata komedii romantycznych bez Meg Ryan i Toma Hanksa – mówię ja, fanatyczna wielbicielka „Bezsenności w Seattle”, którą to niezmiennie uważam za najlepszy film na święta. Chemia między aktorami, rozpalony walentynkowymi sercami Empire State Building, tęsknota za utraconą miłością i odwaga, by ruszyć za nową, choćby na drugi koniec kraju. Całość okraszona jest sporą dawką dobrego humoru, genialną grą aktorską małego Rossa Malingera (Jonah) i stylówkami Meg Ryan, których nawet dziś nie powstydziłaby się żadna modowa influencerka. Gdyby można było zaliczyć gdzieś test z wiedzy o tym filmie, nie dałabym szans konkurentom!

„Masz wiadomość” to drugi film Ryan i Hanksa, który miał swoją premierę pięć lat później, bo w 1998 roku. Pamiętam, bo gdy dotarł wreszcie do Polski, ścięłam włosy na Meg Ryan i sprawiłam sobie kilka zestawów „spódnica plus sweterek”, które stały się znakiem rozpoznawczym Kathleen Kelly, uroczej bibliotekarki, w której powoli zakochuje się jej największy konkurent na rynku, Joe Fox. Początkowo oboje reagują na siebie wręcz alergicznie, ale z biegiem czasu coś zaczyna się zmieniać, szczególnie wtedy, gdy Joe odkrywa, że to właśnie z Kathleen Kelly koresponduje w sieci od dawna…

„Masz wiadomość” zarobił na całym świecie grubo ponad 250 milionów dolarów, pamiętam, że był kinowym hitem także w Polsce. Może to odtwórcy głównych ról, może reżyseria Nory Ephron, a może przybierająca wtedy na sile moda na randkowanie w sieci… Z tym, że „Masz wiadomość” to po dzień dzisiejszy jedna z najlepszych komedii romantycznych na świecie, nikt w każdym razie nie dyskutuje.

„Ja cię kocham, a ty śpisz”

Moje osobiste zestawienie zamyka film, który widziałam już niezliczoną ilość razy i w ciemno obstawiam, że zobaczę jeszcze nieraz. Obraz, który miał premierę w 1995 roku opowiada historię uroczej Lucy (Sandra Bulock), kasjerki w metrze, która od dawna podkochuje się w przystojnym Peterze, kupującym u niej codziennie bilet na stałej trasie. Pewnego dnia, chwilę przed świętami, Lucy jest świadkiem wypadku, któremu ulega Peter, ratuje mu życie i odwozi do szpitala. Tam szpitalny personel mylnie bierze ją za narzeczoną pacjenta, a jego rodzina momentalnie zakochuje się w pełnej uroku, pięknej brunetce. Sprawę ułatwia fakt, że Peter leży w śpiączce, a gdy się budzi i nie rozpoznaje Lucy, wszyscy zgodnie przyznają, że po prostu stracił pamięć. I wszystko zmierzałoby w dobrym kierunku, gdyby nie fakt, że czekając na Petera, Lucy zakochuje się w jego bracie.

Brzmi dziewczyńsko, naiwnie i sentymentalnie? Pewnie tak, ale nie obiecywałam, że tak nie będzie. W końcu zamiast przysiąść do modnej „Wednesday”, ja wciąż wałkuję „Beverly Hills 90210” i „Szkołę złamanych serc”, a zamiast nowego „Matrixa” po raz setny uczę się na pamięć dialogów z klasyków lat 90. Które zresztą niezmiennie wam polecam:)

„Ja cię kocham, a ty śpisz”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *