Pięć powodów, dla których warto odwiedzić Tunezję i trochę o tym, dlaczego pewnie już tam nie wrócę
Blisko, ciepło, tanio i z basenem przy hotelu. Taki był pomysł na tę jesień i takim sposobem padło na Tunezję. Blisko, by nie zmęczyła nas podróż, ciepło, bo bardzo tęskniłam za słońcem. Tanio, bo prawdziwy miesiąc miodowy dopiero przed nami. Z basenem przy hotelu, bo zmęczeni ostatnimi wydarzeniami lecieliśmy już na samych oparach.
To były nasze najdziwniejsze, wspólne wakacje – lubimy bowiem podróżować na własną rękę, sporo zwiedzamy i nie dane było nam dotychczas korzystać z hotelowych basenów. Nie wiemy, co to opcja all inclusive i siłownia w ofercie, bo to zwyczajnie nie nasza bajka. W tym roku było jednak inaczej – w Tunezji szukaliśmy głównie słońca, spokoju i dobrego jedzenia, by zapomnieć o stresującym roku i na nowo naładować akumulatory.
Czy się udało?
Słońce
Tunezja to naprawdę dobry kierunek dla szukających słońca – lato jest tu wyjątkowo długie. W okresie od czerwca do września temperatury sięgają nawet 35 stopni Celsjusza! My przylecieliśmy do Sousse 12 września i przez cały nasz pobyt pogoda była wręcz idealna. Idealna, czyli taka, jaką szanuję najbardziej – ponad 30 stopni, słońce, ale też lekki wiatr pozwalający złapać oddech na trasie hotel-plaża.
Tunezja to gwarancja dobrej pogody, naprawdę trzeba mieć wyjątkowego pecha, by coś poszło nie tak. Wakacje najlepiej zaplanować od kwietnia do października, w listopadzie temperatura spada do 20 stopni, a w okresie od grudnia do marca można liczyć na ok.15 stopni. Też nieźle, prawda?
Nasza plaża – we wrześniu przyjemnie pusta
Koty
Wiadomo! Koty to zawsze dobry powód, a Susa jest pod tym względem wyjątkowo łaskawa. Koty są tu dosłownie wszędzie – polują na reszki ze stołów w porcie El Kantaoui i śpią między workami z przyprawami na targu w Medynie. Bawią się przy fontannach i rozkładają na plaży, ochoczo korzystając z ręczników turystów. Tunezyjskie koty raczej nie mogą narzekać na swój los – żyją wprawdzie na ulicy, gdzie rządzi prawo silniejszego, ale Tunezyjczycy nie pozostawiają ich bez opieki.
W Sousse, gdzie mieszkaliśmy, sporym zainteresowaniem turystów cieszyła się mała „kocia wioska”. Na zwierzaki codziennie czekał tu nowy zapas karmy, świeża woda i trochę czułości od wielbicieli tych leniwych futrzaków. My byliśmy tam codziennie!
Ceramika
Tunezja słynie z pięknej ceramiki i faktycznie nie ma w tym ani krzty przesady. W dużej mierze produkowana jest ona ręcznie w małych manufakturach, a to, co ją wyróżnia to intensywność kolorów i mnogość wzorów. Ja jestem fanką polskiej ceramiki, szczególnie tej z okresu PRL-u, więc z Tunezji przywiozłam tylko glinianego żółwia – naszą standardową pamiątkę z każdej wycieczki 🙂
Jeden z malutkich ceramicznych zestawów sprezentowałam za to mojej przyjaciółce, twórczyni marki LAWA Ceramika. Jej piękną twórczość znajdziecie TUTAJ
Herbatka z orzechami piniowymi, słodycze i przyprawy
Nie wie co to raj ten, kto nie spróbował herbatki z orzechami piniowymi – to moje odkrycie i jedna z najlepszych rzeczy, jakie piłam w życiu. Słynny tunezyjski przysmak to po prostu miętowa herbatka z dużą ilością cukru lub miodu, podawana w pięknej srebrnej zastawie, często bogato zdobionej. Od podobnych herbatek serwowanych w innych krajach afrykańskich różni się tym, że podaje się ją z orzeszkami piniowymi lub płatkami migdałowymi – spróbowaliśmy obu opcji i obie są pyszne!
Tunezja to również raj dla wielbicieli mocnych przypraw. Do większości dań dodaje się tutaj curry, kumin oraz słynną pastę harissa, czyli ostrą pastę przygotowywaną z papryczek chilli, czosnku, kolendry, kminu i oliwy. Z Tunezji warto przywieźć również szafran, anyż czy rozmaryn – smak i aromat tych przypraw jest wyjątkowy.
By w pełni docenić intensywność tunezyjskich zapachów, warto spędzić jeden dzień w Medynie i wybrać się na tutejszy suk, czyli plac targowy.
Chałwa, baklawa, ciasteczka z miodem i bakaliami… Tunezyjskie słodycze niewiele różnią się od tych, których próbowałam na Cyprze – są jednak zdecydowanie słodsze. Ja jestem fanką takich smaków, więc z Tunezji przywiozłam bogatą w bakalie chałwę i rachatłukum, czyli słodkie galaretki z cukrem pudrem. Od lat jestem ich psychofanką!
Susa
Planując wyjazd do Tunezji, nie bez powodu postawiliśmy na Sousse. Poza ładnymi plażami, portem i niezłym zapleczem turystycznym, oferuje ona również Stare Miasto, czyli Medynę, wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Port El Kantaoui
Medyna to Ribat – twierdza uważana za najstarszą budowlę islamu w Afryce Północnej, Kasba, czyli wieża sygnalizacyjna, muzeum archeologiczne, katakumby i wspomniany wyżej suk. Medyna to też mnóstwo uroczych zakamarków, niezliczona ilość uliczek oraz domy ze ściśle przylegającymi do siebie dachami. Stare Miasto zdecydowanie ma swój urok – klimat Medyny zrobił na nas zdecydowanie większe wrażenie, niż same zabytki.
Od tegorocznego urlopu wymagaliśmy niewiele – zależało nam na słońcu, spokoju, dobrym jedzeniu i plaży w ilościach nielimitowanych. Tunezja spełniła nasze oczekiwania, ale już tam nie wrócimy… Po pierwsze, mamy zasadę, że nie odwiedzamy wielokrotnie tych samych miejsc, chyba, że mowa o Gdańsku i Sri Lance. Gdańsk kocham od dziecka, a Sri Lanka dosłownie rzuciła nas na kolana i chcemy tam szybko wrócić.
Po drugie, zwierzaki… Tunezyjczycy kochają koty, ale gady, ptaki czy wielbłądy to już inna bajka. Jestem przeciwniczką wykorzystywania zwierząt – nie jem ich, nie chodzę do zoo i cyrku, nie noszę skórzanych ubrań i futer. Na Sri Lance nie jeździłam na słoniach, a w Tunezji podarowałam sobie wycieczkę na wielbłądzie.
W Sousse na każdym kroku nagabywali nas sprzedawcy żółwi uwięzionych w paczkach, jeden na drugim, w pełnym słońcu lub ptaków przywiązanych do właściciela za pomocą ciężarka u nogi. Kulejące, wożące turystów w 40-stopniowym upale konie, uwięzione w klatkach dzikie ptaki… Takiej ilości udręczonych zwierząt nie widziałam w żadnym innym kraju i trochę zraziło mnie to do Tunezji, ale jeśli szukacie słońca, nie krępujcie się – tu na pewno je znajdziecie!