Kriokomora latem – dwa tygodnie, które stawiają na nogi
Nie lubię zimy i nie lubię marznąć. Cały rok czekam na lato, godnie znoszę upały, a zimą bunkruję się w domu, odliczając dni do wiosny. Mimo to regularnie, co najmniej raz w roku, z własnej nieprzymuszonej woli wchodzę do komory i mrożę się w minus 120 stopniach. I wiecie co? Kocham to!
Pierwszy raz dałam się zamrozić kilkanaście lat temu – zabiegi przepisał mi neurolog, którego odwiedzałam regularnie z powodu nawracających problemów z barkiem. Problemu się nie pozbyłam – dodam, że praca siedząca jeszcze dodatkowo go pogłębiła, ale zakochałam się w krioterapii i teraz korzystam z niej regularnie – raz, czasem dwa razy w roku.
Krioterapia, czyli metoda lecznicza polegająca na zastosowaniu zimna, pobudza układ odpornościowy, działa przeciwbólowo, przyspiesza proces rehabilitacji, obniża napięcie mięśni i zmniejsza obrzęki. Zabieg ten polecany jest więc osobom rehabilitującym się po przebytych operacjach i zabiegach, pacjentom otyłym, cierpiącym na stwardnienie rozsiane i osteoporozę. Z terapii zimnem korzystają również sportowcy i fani zdrowego stylu życia – przyspiesza ona proces regeneracji organizmu, a nawet odchudza! Tyle suchych faktów, bo najlepsze przed nami – krioterapia sprawi, że zwariujesz ze szczęścia i pozbędziesz się cellulitu.
Jak wygląda zabieg krioterapii?
Dzień pierwszy – pierwszego dnia w komorze głównej spędzasz zaledwie półtorej minuty. Bardzo ważny jest odpowiedni strój – do komory wchodzisz w stroju kąpielowym, najlepiej dwuczęściowym w przypadku kobiet, mężczyznom wystarczą krótkie spodenki. Niezbędne są również ciepłe skarpety (ja noszę podwójne!), czapka, rękawiczki i wełniane ochraniacze na kolana. Maseczkę na twarz dostaniesz na miejscu.
Najpierw wchodzisz do przedsionka, w którym temperatura sięga minus 60 stopni. Po 30 sekundach rozpoczyna się zabieg w komorze właściwej – tutaj musisz już znieść minus 120 stopni. W komorze jednocześnie przebywa pięć, góra sześć osób – wszyscy chodzą w kółko, mocno tupiąc drewniakami i co 30 sekund zmieniają kierunek, a o zmianie powiadamia rehabilitant obsługujący komorę z zewnątrz. Uwielbiam pierwszy dzień zamrażania – zawsze zdążę już zapomnieć jak świetnym zabiegiem jest krioterapia – dzień pierwszy przypomina mi o o tym z całą mocą 🙂 Po zabiegu udajesz się na salę treningową i robisz co najmniej dziesięciominutową rozgrzewkę. Potem już tylko śpiewasz z radości i rzucasz się w wir porządków domowych – krioterapia powoduje ogromny wyrzut endorfin i daje niesamowitego kopa – serio, czujesz, że możesz wszystko!
Dzień drugi – drugiego dnia pobyt w komorze głównej wydłuża się do dwóch minut, reszta pozostaje bez zmian. Możesz już za to zauważyć pierwsze zmiany na ciele – cellulit jest mniejszy, a skóra jędrna i napięta. Poza tym, znów masz ochotę wysprzątać cały dom…
Dzień trzeci – dzień trzeci jest przełomowy i często najtrudniejszy dla pacjentów korzystających z komory, w szczególności jeśli jest to ich pierwszy raz – w komorze głównej przebywasz całe trzy minuty! Od dziś, przez kolejne siedem dni lub dłużej, pełen zabieg w komorze trwać będzie grubo ponad trzy minuty.
Dzień czwarty i kolejne sześć dni – by kuracja zimnem była skuteczna, musi trwać co najmniej dziesięć dni, można jednak wydłużyć ją do kilku tygodni. Zabieg jest refundowany, każdego roku możesz za darmo skorzystać z niego dwa razy, co daje 20 dni zamrażania.
Po dwóch tygodniach krioterapii zauważam:
- zdecydowaną poprawę samopoczucia i lepszy humor – to za sprawą endorfin, o których wspomniałam wyżej
- ładniejsze ciało, mniejszy cellulit
- napiętą skórę
- zdecydowanie więcej energii
- tęsknotę za kolejnym zabiegiem.
Od ostatniego seansu w kriokomorze nie minął nawet tydzień, a ja już zaplanowałam kolejne zabiegi. Nie wiem, czy kriokomora działa tak samo na każdego pacjenta, ale dla mnie to zdecydowanie najskuteczniejszy zabieg na ból kręgosłupa i najszybszy sposób walki z gorszym nastrojem. Ostatnie miesiące były w moim życiu wyjątkowo obfite w stres, kłopoty i sporą dawkę nerwów – krioterapia była najlepszym rozwiązaniem!
Krioterapia dostępna jest w każdym większym mieście – ja od początku odwiedzam Małopolskie Centrum Krioterapii w Krakowie. Panie są tam wyjątkowo miłe, a Panowie przystojni – czego chcieć więcej?